Prawnicy to często ludzie niezwykli. Silni, nieustępliwi i niezłomni. Walczymy o sprawy klientów jak o swoje własne. Czasami jednak prawnik musi zawalczyć o sprawy swoje i swojej rodziny – i taką niezwykłą opowieść przedstawię Ci dzisiaj.
 
Bo dziś przedstawiam Ci Jordana Kinyera, którego historia jest wspaniałą opowieścią o miłości, motywacji i…. prawie. I będzie happyend!
 
Kinyera pochodzi z Ugandy i, a jakże, jest prawnikiem. Nieszczególnie to ciekawe, bo prawdopodobnie w Ugandzie jest ich jeszcze kilku, ale to, co mnie w jego postaci urzekło to przyczyna, która go w ramiona prawa pchnęła.
 
Jego historia zaczyna się, gdy był jeszcze dzieckiem (bo w sumie historia każdego człowieka się wtedy zaczyna). W 1996 roku, kiedy miał 6 lat, jego ojciec utracił tzw. ojcowiznę. Historia tego skrawka ziemi jest naprawdę przykra, melodramatyczna wręcz, bo ojciec Jordana (już przeszło 50 letni) wychował się tam, pochował na tym skrawku ziemi swoich rodziców i brata, a następnie… został pozwany przez sąsiadów i na ich rzecz tę ziemię utracił.
 
Nie jest to niczym niezwykłym w Ugandzie. To dosyć specyficzny kraj, a według różnych statystyk prowadzonych przez dzisiejsze, ugandyjskie kancelarie spory o własność gruntów prowadzi do 33 do 50% wszystkich właścicieli ziemskich w tym kraju. Są to sprawy tak powszechne, że ichni Sąd Najwyższy posiada całą izbę poświęconą wyłącznie sporom ziemskim.
 
Dla porównania – w Polsce Sąd Najwyższy posiada tylko izby „gałęziowe” – karną, cywilną, pracy i ubezpieczeń społecznych oraz dwie dodatkowe – kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych oraz odpowiedzialności zawodowej. Jest to więc trochę tak, jakby stwierdzono, że nasz Sąd Najwyższy wymaga stworzenia dodatkowej izby wyłącznie np. dla spraw frankowiczów czy wynajmu mieszkań. 
 
To oznacza, że skala spraw dotyczących własności nieruchomości jest w Ugandzie ogromna. Historia ta więc, jakkolwiek smutna, nie jest jakaś szokująca w tamtym rejonie świata.
 
Ciekawe jest natomiast to, jak historia ta wpłynęła na młodego Jordana Kinyera. Chłopak obserwował ten rodzinny dramat, który wpłynął na całe jego dzieciństwo, relacje z ojcem oraz… na jego życie zawodowe. Jak wspomina nasz bohater, w sytuacji, przed jaką postawiono jego ojca, było coś odczłowieczającego. Wiedział, że został potraktowany niesprawiedliwie, utracił wszelkie dochody. Był zdesperowany, ale bezsilny. I to ta bezsilność pchnęła Kinyerę w objęcia prawa. Postanowił zostać prawnikiem.
 
I został! Przez 18 lat uczył się, zakuwał, pracował po to, by zostać kimś w rodzaju polskiego adwokata. Wyspecjalizował się, a jakże, w sporach ziemskich – wiemy już, że w Ugandzie to bardzo dobry rynek dla prawnika, więc nie jest to dziwne. I wtedy ruszył do swojego, zwycięskiego dodajmy, ataku.
 
Po długim procesie sądowym, który otarł się o wszystkie możliwe w Ugandzie instancje, w 2019 roku (czyli 23 lata po tym, jak ojciec utracił swój skrawek ziemi), Sąd Najwyższy Ugandy przyznał Kinyerowi rację i rozstrzygnął, że wyrok z 1996 roku został wydany niezgodnie z prawem, w związku z czym ojcowizna przysługuje jego ojcu. Tym samym sąsiedzi, którzy odebrali mu nieruchomość, zostali zobowiązani do jej zwrotu.
 
W chwili wydania tego wyroku jego ojciec miał już 82 lata. Nie mógł już zbyt wiele zrobić na tym małym skrawku ugandyjskiej ziemi. Jak z uśmiechem wskazywał Kinyera – teraz rolą jego i jego rodzeństwa jest dbanie o to, by ziemia ta była zadbana w odpowiedni sposób. Z całą pewnością jednak ojciec Kinyery mógł na niej odejść i spocząć, z poczuciem nierychłej sprawiedliwości i wielkiej dumy z syna, który wychowawszy się w biednej, rolniczej, pozbawionej własnej ziemi rodzinie zdołał wspiąć się naprawdę wysoko i zawalczyć o rodzinny majątek.
 
Teraz Jordan Kinyera ma 32 lata i zajmuje się pomaganiem kolejnym rodzinom, które w przeszłości utraciły swój dorobek życia.
 
Nie wiem jak Was, ale mnie ta historia trochę wzrusza. Okej, jest łzawa, ale mówi o tym, co przyświeca mi, i naprawdę wielu innym prawnikom, od samego początku studiów czy w ogóle zainteresowania się tym tematem – prawnik ma pomagać ludziom. Tak widzę naszą misję i najważniejsze zadanie.