
Banksy – o prawnych konsekwencjach anonimowości twórcy
Banksy. Twórca – fenomen. Człowiek którego można porównać do potwora z Loch Ness lub Wielkiej Stopy. Ktoś gdzieś niby go widział, ktoś zrobił mu zdjęcie, ktoś odkrył kim jest, ale tak naprawdę wszystko to jedynie spekulacje. Jedyne, co odróżnia go od Nessie czy Yeti to to, że mamy uzasadnione podejrzenie, że Banksy faktycznie istnieje.
Dla tych, którzy nie wiedzą kim jest nasz bohater informuję, że jest to najbardziej znany człowiek spośród nieznanych ludzi w świecie sztuki. Banksy to twórca sztuk wizualnych, który wsławił się w szczególności tworzeniem graffiti i innej sztuki ulicznej. Z tego właśnie powodu Peter Gibson, prezes organizacji dbającej o tzw. „czystość w Wielkiej Brytanii” nazwał jego prace zwykłym wandalizmem.
Świat jednak jest innego zdania.
Banksy – twórca, który dąży do bycia frajerem
Jego twórczość celnie uderza w czułe punkty, stawiając pytania o nasze miejsce we współczesnym świecie. W ostatnich latach mówi się o nim naprawdę dużo. Wiemy, że w tej chwili tworzy w Ukrainie, starając się na swój sposób dodawać otuchy naszym sąsiadom. Znamy jego dzieła tworzone od około 2000 roku, więc przez ponad dwie dekady, ale… wciąż nie wiemy kim tak naprawdę jest. Banksy tworzy całkowicie anonimowo a to powoduje, że powstaje wokół niego kilka naprawdę ciekawych problemów natury prawnej.
Nie kto inny jak on, w swojej książce „Wojna na ściany” z 2005 roku, pisał, że „prawa autorskie są dla frajerów”. W ostatnich latach jednak najwyraźniej zmienił zdanie (albo sfrajerzył). Kiedy jedna ze znanych marek wykorzystała jego dzieła na swoich ubraniach zaproponował, żeby złodzieje udali się do jej sklepu. „Skoro oni wykorzystali moje prace bez pytania, to co złego może być w zrobieniu tego samego z ich ciuchami?” pytał ironicznie na swoim Instagramie.
Ta historia doprowadzi nas do zadania sobie kilku naprawdę ważnych pytań o istotę praw własności intelektualnej. Zapraszam!
Anonimowość w prawie
To, że twórca może publikować swoje dzieła anonimowo nie budzi żadnych wątpliwości ani w polskich, ani w międzynarodowych przepisach dot. prawa autorskiego. W polskiej ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych wskazuje na to wprost art. 16 pkt 2.. Na gruncie prawa międzynarodowego anonimowe publikacje wprost dopuszcza tzw. Akt Paryski do Konwencji Berneńskiej z 1971 roku.
Przepisy nie tylko pozwalają tworzyć anonimowo (bo niby dlaczego ktoś miałby w ogóle tego zabronić). Sprawiają, że nie ma żadnych wątpliwości – twórcy, który stworzył swoje dzieło w sposób anonimowy, przysługują prawa autorskie do stworzonego utworu. Jest więc w pełni chroniony przed naruszeniami swoich praw…
Tylko jest tutaj drobny szczegół, problem, który bardzo trudno obejść takim twórcom jak Banksy.
Problemy praktyczne
No bo Banksy, będąc twórcą intencjonalnie anonimowym oczywiście nie zamierza ujawniać swojej tożsamości nikomu. Taka informacja z jednej strony byłaby najprawdopodobniej warta setki tysięcy, jeśli nie miliony dolarów, a z drugiej zrujnowałaby wyjątkową karierę naszego twórcy.
I cóż z tego zapytasz?
Ano oczywiście to, że ochrona przyznawana takim twórcom na gruncie powszechnie obowiązującego prawa jest w zasadzie fasadowa. Fikcyjna.
Prawo autorskie w Polsce i w większości państw Europy przewiduje dwa sposoby ochrony praw przez twórcę – roszczenia cywilnoprawne i ochronę prawnokarną.
Cywilnoprawna ochrona praw autorskich
Skierowanie roszczenia cywilnoprawnego, czy to na drodze przedsądowej (np. skierowanie wezwania do zaprzestania naruszeń prawa albo wezwania do zapłaty) czy sądowej (przez wytoczenie procesu) wymaga przecież bezpośredniego zaangażowania samego Banksy’ego. Owszem, czynności może podjąć kancelaria prawna w jego imieniu, jednakże musi on udzielić jej pełnomocnictwa.
A dostęp do treści pełnomocnictwa będzie posiadała strona przeciwna chcąc dowiedzieć się, czy kancelaria prawna faktycznie działa w imieniu poszkodowanego, czy też szuka sposobu na pozyskanie finansowania owocowych czwartków dla swoich pracowników.
Prawnokarna ochrona praw autorskich
Nieco lepiej wygląda to na drodze prawnokarnej… no chyba, że nie. A to dlatego, że wiele zależy od przepisów karnych obowiązujących w przepisach prawa danego kraju. Na ten moment nie istnieje ogólnoeuropejski system ścigania przestępców, więc swój wzrok musimy kierować na regulacje wewnętrze. I tak, na przykład, w Polsce bezprawne rozpowszechnianie cudzego dzieła w celu osiągnięcia korzyści majątkowej jest przestępstwem, ale ściganym co do zasady na wniosek pokrzywdzonego (z wyjątkiem sytuacji, gdy z tego czynu uczyniono stałe źródło dochodu – co nie przy każdym naruszeniu znajdzie zastosowanie). Jest całkiem prawdopodobnym, że w innych krajach jest podobnie.
A to powoduje, że np. w Polsce Banksy musiałby ujawnić swoją tożsamość składając zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Potwierdzenie autentyczności dzieł
Czy to wszystko? Nie, ponieważ pojawia się jeszcze jeden, dodatkowy kłopot – mianowicie nasz bohater, nawet gdyby chciał zaangażować się w opisane wcześniej sposoby musiałby zrobić jeszcze jedną rzecz.
Wykazać, że jest twórcą dzieł, co do których prawa zostały naruszone.
Teoretycznie jest to możliwe (potwierdzaniem autentyczności jego prac zajmuje się specjalna agencja – Pest Control), jednakże należałoby to wykazać w sposób niepowodujący wątpliwości. Przekonać do tego prokuraturę lub sąd a zarazem dowody te przedstawić stronie przeciwnej.
A to, po raz kolejny, powoduje, że tajemnica tożsamości twórcy robi się niebezpiecznie… wątpliwa.
Jak więc widać, tych problemów jest całkiem sporo. A jak Banksy radzi sobie z ochroną swoich praw? Cóż, jest dobrze, ale nie beznadziejnie.
Sprawa Guess
Pierwszą ze spraw, która zwraca uwagę jest ta, która pojawiła się całkiem niedawno na Instagramie naszego bohatera. Banksy stwierdził w poście, że marka Guess, w swojej kolekcji jesienno – zimowej wykorzystała jego prace. Na dowód tego faktu opublikował zdjęcie pokazujące manekiny na wystawie sklepowej Guess w Londynie.
Banksy, wedle aktualnych informacji, nie zdecydował się na zastosowanie ścieżki prawnej. Z pewnością doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wystosowanie wezwania bezpośrednio do marki narazi na duże ryzyko jego anonimowy wizerunek. Wykorzystał natomiast ścieżkę społeczną.
Wystosował bowiem wezwanie do drobnych złodziei sklepowych (z ang. shoplifters, niestety to słowo nie ma polskiego odpowiednika). Na grafice napisał, w wolnym tłumaczeniu: Uwaga złodzieje sklepowi! Proszę, podejdźcie do sklepu Guess na Regent Street. Skoro oni wykorzystali moje prace bez pytania, to co złego może być w zrobieniu tego samego z ich ciuchami?”

Niewątpliwie jest to działanie BARDZO w jego stylu. Oczywiście, tego rodzaju publikacja nie jest rozwiązaniem właściwym w większości sytuacji. Takie działanie może (acz nie musi) stanowić naruszenie praw sklepu, jak również może zostać uznane za podżeganie do popełnienia przestępstwa. Ale z drugiej strony, to zastosowanie tego typu społecznego środka nacisku może być jedynym, na które Banksy mógł sobie pozwolić nie ujawniając swojej tożsamości.
A nawet gdyby uznać, że to podżeganie do przestępstwa, to życzymy służbom powodzenia w poszukiwaniu człowieka, który swą tożsamość ukrywa przed całym światem od przeszło dwudziestu lat.
Sprawy o ochronę własności przemysłowej
No, ale tego typu działania to nie jedyne, na jakie Banksy się zdecydował w ostatnich latach.
Zdając sobie sprawę z fasadowości ochrony, jaką zapewnia mu prawo autorskie postanowił on, za pośrednictwem wspominanej już Agencji Pest Control i współpracującej z nim kancelarii prawnej zastrzec część swoich prac jako znaki towarowe.
Rozwiązanie cokolwiek rozsądne, ochrona tego typu rozciągać się może na cały świat i być przypisana do naszego bohatera na kolejne dekady skutecznie blokując wykorzystanie jego prac przez osoby trzecie do celów zarobkowych, ale tutaj po raz kolejny pojawiają się problemy. Bo konieczne jest, żeby dzieła były wykorzystywane do celów komercyjnych, oznaczania towarów lub usług. Idąc w ślad za definicją z polskiej ustawy prawo własności przemysłowej – znakiem towarowym może być każde oznaczenie umożliwiające odróżnienie towarów jednego przedsiębiorstwa od towarów innego przedsiębiorstwa. Jeśli więc znak towarowy nie odróżnia towarów, to nie może zostać zarejestrowany jako zastrzeżony. Podobnie wygląda definicja znaku towarowego w prawie międzynarodowym.
Również na tym tle Banksy spotkał się z dużymi problemami i, oczywiście, sporami z niezadowolonym przedsiębiorcą, który wykorzystał jego dzieła na swoich produktach.
Spór pierwszy – Miotacz Kwiatów
Pierwszy ze sporów dotyczy jego dzieła zatytułowanego „Miotacz Kwiatów”, które powstało w Betlejem w 2005 roku.

Banksy chciał zastrzec prawo ochronne do tego dzieła w Urzędzie UE ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) jako znak towarowy. Oczywiście intencją było nabycie ochrony z uwagi na to, że coraz częściej praca ta była wykorzystywana przez różnych przedsiębiorców w celu tworzenia przez nich własnych produktów. Chcąc ukrócić ten proceder i odzyskać kontrolę nad swoimi własnymi dziełami – artysta rozpoczął walkę o zastrzeżenie praw własności przemysłowej.
Rejestracji sprzeciwił się przedsiębiorca działający pod firmą Full Colour Black. Argumentował (zresztą, jak już wiesz, słusznie), że znak towarowy musi służyć komercjalizacji dóbr lub usług, a ponieważ Banksy nie zarabiał wtedy na swojej sztuce i nie wykorzystywał Miotacza kwiatów komercyjnie to, zdaniem Full Colour Black, podstaw do rejestracji znaku towarowego nie było. Oczywiście, nasz skarżący miał w tym swój interes – mowa bowiem o producencie kartek pocztowych i okolicznościowych, na których chętnie korzystał z dzieł Banksy’ego.
Banksy postanowił więc działać i zrobił to z jednej strony w swoim stylu, a z drugiej – z wdziękiem nalotu bombowców. Jego manager (a przynajmniej osoba, która się za takowego podała – fotograf Stephen Lazarides) założył bowiem… sklep internetowy. Taki normalny? A skąd. Można było w nim kupić np. torebkę z cegły, dla klientów, którzy, jak stanowił opis produktu „nie mają zbyt wiele, ale mogą chcieć walnąć kogoś w twarz”.
Milusio, nie powiem. Język korzyści opanowany do perfekcji.
Rozstrzygnięcie
Niestety, tworzenie sklepu na etapie sporu sądowego również okazało się mało poetyckie… a już na pewno nieskuteczne. Artysta sam zresztą przyznawał, że otworzył sklep wyłącznie z powodu sporu prawnego, co jego zdaniem jest „prawdopodobnie najmniej poetyckim powodem, aby tworzyć sztukę”. Trudno się z nim nie zgodzić.
EUIPO rozstrzygnęło spór na korzyść Full Colour Black. Zdaniem organu znak towarowy wówczas nie służył komercjalizacji towarów Banksy’ego. To, że założył sklep internetowy w toku postępowania świadczyło, zdaniem EUIPO, o tym, że artysta działał ze złą wolą. Jego zamierzeniem było jedynie zablokowanie wykorzystania określonego znaku przez innych przedsiębiorców, a nie monetyzacja jego utworu. Działał zatem z zamiarem obejścia prawa.
W zasadzie trudno się nie zgodzić mając przed oczami powyżej zacytowany komentarz samego twórcy.
Urząd nawiasem mówiąc odniósł się również do kwestii praw autorskich. Uznał bowiem, że… nie ma możliwości, by ustalić, że to właśnie jemu przysługują prawa autorskie do utworu. Innymi słowy – zdaniem organu anonimowość twórcy wyklucza ochronę prawnoautorską z tego powodu, że nie wiadomo, czy można mu autorstwo przypisać.
Opinia o rozstrzygnięciu
Jeśli chodzi o moją opinię, to w odniesieniu do prawa autorskiego – kłóci się to z jego podstawowymi zasadami. Skoro autor ma prawo do anonimowego rozpowszechniania dzieła, to ma też prawo do tego, by jego prawa pozostawały pod ochroną prawa autorskiego. Wszak żaden przepis nie wskazuje na to, że „publikacja anonimowa powoduje zrzeczenie się praw autorskich”.
Sposobów potwierdzania autentyczności utworów jest więcej niż tylko podpis autora pod tym dziełem. Oczywiście, nie można domagać się, żeby istniało jakiegoś rodzaju domniemanie, że prawa autorskie do określonego typu dzieł zawsze będą przysługiwały Banksy’emu. Z drugiej strony istnieje wspominana specjalna agencja (Agencja Pest Control), która zajmuje się potwierdzaniem autentyczności jego dzieł, która jakiegoś rodzaju techniki w tym zakresie opracowała.
Z drugiej strony mamy kwestie praw własności przemysłowej i uważam, że w tym zakresie organ podjął decyzję… dyskusyjną. Oczywiście biorąc pod uwagę posiadane przez nas informacje.
Wprawdzie Banksy faktycznie założył sklep internetowy dopiero w toku postępowania i słusznie może to rodzić pytania o jego intencje. Mając na uwadze wypowiedzi autora nie ulega wątpliwości, że sklep powstał po to, żeby zarejestrować znak towarów.
Z drugiej strony żaden przepis prawa patentowego nie wymaga, by oznaczenie było w obrocie gospodarczym jeszcze przed złożeniem wniosku o rejestrację znaku towarowego. Nic nie stoi na przeszkodzie, by produkty zostały oznaczone znakiem dopiero po dokonaniu jego rejestracji. Zwróćmy uwagę na definicję znaku towarowego „oznaczenie umożliwiające odróżnienie towarów”, a nie już odróżniające towary.
Organ oczywiście mógł posiadać informacje zebrane w toku postępowania dowodowego, które wskazywały na to, że Banksy nie zamierza wypuszczać na rynek jakichkolwiek produktów. Trudno podejrzewać, żeby Organ go przesłuchał, prawdopodobnie musiał się oprzeć na oświadczeniach pisemnych oraz innych powszechnie dostępnych źródłach. A w nich mógł przeczytać m.in. wyżej zacytowaną wypowiedź.
A to powodowałoby, że rozstrzygnięcie mogłoby się obronić pomimo swojej dyskusyjności.
Nawiasem mówiąc pojawia się tutaj cenna lekcja dla wszystkich, którzy mają jakieś postępowania w toku lub zamierzają wdać się w spór. Strategię należy przemyśleć wcześniej, bo działania teoretycznie zwiększające Wasze szanse w trakcie procesu mogą zostać uznane za działanie w celu obejścia prawa co spowoduje wręcz odwrotny skutek.
Spór drugi – małpa z Brighton
Spór został więc rozstrzygnięty, ale kilka lat później rozgorzał na nowo, tym razem – na punkcie małpy, która została namalowana (a raczej – nagraffitowana) w Brighton w Wielkiej Brytanii.

Sytuacja jest tutaj bliźniacza. Próba zarejestrowania znaku towarowego przez wspominaną już Agencję Pest Control spotkała się z sprzeciwem firmy Full Colour Black. Argumenty były identyczne, ale stan faktyczny był już nieco inny. Dlaczego? Ano dlatego, że sklep Banksy’ego wciąż istniał, choć nigdy nie otwarto go stacjonarnie. Skarżący wskazywali, że sklep wciąż jest próbą obejścia prawa, nie ma pewności co do autorstwa utworu a także, oczywiście, powoływali się na poprzednią, pozytywną dla nich decyzję.
I EUIPO przychyliło się do tych argumentów, po raz kolejny odmawiając Banksy’emu ochrony jego własności intelektualnej.
Plot twist
Tutaj jednak wkroczyła Izba Odwoławcza EUIPO. Po wniesieniu odwołania przez wspominaną Agencję Izba uchyliła decyzję EUIPO. Uznała, że Banksy nie musi ujawniać swojej tożsamości, by przysługiwały mu prawa ochronne do jego dzieł. Co więcej, utwory te mogą również być znakami towarowymi lub markami pomimo tego, że stworzył je twórca anonimowy lub działający pod pseudonimem. Zdaniem organu nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań prawnych. Warunkiem przyznania ochrony, jak w każdym przypadku dotyczącym praw własności intelektualnej, jest oczywiście wykazanie ich autorstwa.
Jednocześnie, ponieważ sklep Banksy’ego wciąż istniał to nie było podstawy by uznać, że Banksy nie wykorzystuje swojego dzieła w sposób komercyjny. Nie miało przy tym znaczenia to czy artysta osiąga w ten sposób przychody i w jakiej wysokości. Liczy się to, że utwory są wykorzystywane do celów komercyjnych a nie wyniki biznesow.
Innymi słowy – tym razem więc anonimowy artysta zyskał prawo do pełnego poszanowania swoich praw własności intelektualnej, w tym praw autorskich, ma także prawo do komercjalizacji swoich utworów.
Komentarz do rozstrzygnięcia
W tym przypadku w pełni przychylam się do stanowiska organu. Wprawdzie, jak więc widać nie tylko polskie organy mają problemy z jednoznaczną interpretacją przepisów i stanów faktycznych, ale z drugiej strony możliwe jest, że poprzednia decyzja również była słuszna (z przyczyn które opisałem powyżej).
Podsumowanie
Banksy jest postacią barwną i bardzo, bardzo nietuzinkową. Przez to, w jaki sposób działa i publikuje wymyka się powszechnie obowiązującym zasadom i regułom. Potwierdzają to zresztą nie tylko jego przygody z prawem własności intelektualnej, ale również treść jego dzieł, wskazująca na jego antysystemowe podejście.
I celnie taką postawę wypunktował Sławomir Wikariak z Dziennika Gazety Prawnej – nie da się wykorzystać systemu i być poza nim. Skoro Banksy działa w taki a nie inny sposób i jawnie drwi z systemu prawnego (chodziło o sposób założenia i prowadzenia sklepu internetowego w toku pierwszego sporu z Full Colour Black), to nie powinien zgłaszać się do niego po ochronę.
Mimo to jednak, przykład Banksy’ego pokazuje, że nasze prawo jest niedoskonałe… i w niektórych przypadkach doskonałym być nie może. Mi osobiście trudno sobie wyobrazić system, który chroniłby artystów intencjonalnie anonimowych w sposób równie skuteczny jak twórców ujawniających swoją tożsamość. Musiałby on działać na pewnych domniemaniach (np. domniemania, że osoba podająca, że jest naszym „Banksy’m” faktycznie nim jest) a to znowu mogłoby doprowadzić do wprowadzania w błąd sądów, prokuratur czy wreszcie innych uczestników obrotu.
Artysta taki jak Banksy samodzielnie i świadomie wypycha się poza system ochrony prawnej pomimo tego, że formalnie jest przecież jego częścią.
Bo prawa autorskie do jego dzieł niewątpliwie mu przysługują. One powstają z chwilą ustalenia utworu i pozostają przy twórcy na zawsze – a prawa majątkowe przez kilka dekad po jego śmierci. A więc przedsiębiorcy wykorzystujące dzieła naszego bohatera bez jego zgody niewątpliwie naruszają jego prawa, a w konsekwencji dopuszczają się deliktu. Deliktu przed którym Banksy nie ma jak się bronić pozostając artystą anonimowym.
I w tych okolicznościach pozostaje mu stwierdzić, idąc w ślad za jedną ze swoich prac – Laugh now, but one day I’ll be in charge.
Najnowsze komentarze